Filled Under: Orzechówka

Co komu po świętach

Autobus mijał caglane, czerwone fasady fabryk, twarze przechodniów rozmywały się przed oczami Orzechówki.

Siedziałem nieruchomo wpatrując się w tą beznadziejną farbę do włosów zastanawiając się czy aby to,  na pewno ona.

To była ona, patrzyła bezrozumnie w zaparowana szybę.

Księżyc robił się coraz większy i wydawało się, że zaraz upadnie na ziemię zgniatając nasz autobus. Jednakże oddalał się w ruchach cyklicznych malejąc w oczach i rosnąc ponad miarę.

W końcu autobus zatrzymał się i wyszliśmy przed hotel bez nazwy, równie czerwony jak reszta budynków na tej ulicy.

Księżyc zajmował całe niebo.

Nagle orzechówka krzyknęła:

„Skręcaj na lewo pacanie”

Na horyzoncie pojawiły się płozy i posypały prezenty owinięte złotą etaminą

Staruszek udający Mikołaja leżał z otwartym złamaniem u stóp Orzechówki

Cholerni uczuleniowcy

Orzechówka osunęła się na krzesło aż sklejka zatrzeszczała ale zatrzeszczała nie tak zwyczajnie jak by siadało grube babsko tylko dało się usłyszeć całą złowróżbność sytuacji.
Swoją drogą nie wiem jak ona to robi, że zawsze wyłuskuje emocje choćby z krzesła.
-I na mojej zmianie…?
-Jak on śmiał!
Jęknęła nie zważając na pacjentów w poczekalni
-Jak on śmiał zejść na korytarzu, w biały dzień… Ludzie to już wcale wstydu nie Mają!
-Ale Kasiu to była pomyłka, tam był inny lek ten wiesz na mięśnie!
-Pavulon…!?
Zagrzmiała Orzechówka…
Pani w poczekalni poprawiła się z niepokojem na krzesełku a Pan z gazetą począł bacznie obserwować kontuar ze zniesmaczoną Orzechówką.
-Ciiii Kaśka, przecież wiesz, że ordynator zakazał nawet wymieniać na głos nazwę tego leku! Nie, inny Chlorsu..coś tam!
-Co mi tam będzie ordynator…przecież ja mam na schodach wiotkie zwłoki… Marysiu!
Orzechówka spojrzała błędnym wzrokiem
-Przecież mi statystyka umieralności skoczy. Cholerni uczuleniowcy.

Proszę usiąść i poczekać

– Proszę usiąść i poczekać… powiedziała Pani ubrana w biały kitel sięgając jednocześnie po kubek z parującą zupą instant.
– Ale dziś zimno co nie Marysiu?…
– Ale ja bym chciał się dowiedzieć…
– Proszę usiąść i poczekać… odchrząknęła nieprzyjemnie orzechówka, tak ją nazwałem ze względu na kolor jej farbowanych i natapirowanych włosów.
Poczłapaliśmy z tatą na plastykowe krzesła i zasiedliśmy w oczekiwaniu.
Po kwadransie wysłuchiwania śmiechu niosącego się w pustej poczekalni postanowiłem w końcu dowiedzieć się na co tak w właściwie czekamy, czy aby nie na to, że do Marysi i Kasi ma przyjść Bożenka na kolejny kubek zupy.
– Miał Pan czekać…
– Ale na co?… zapytałem uprzejmie
– Na lekarza czekamy…
– Czy to nie jest szpital? Nie powinien być pełen lekarzy?
Orzechówka spojrzała na mnie spod okularów i nie wiedziała czy wybuchnąć złością czy perlistym śmiechem. W końcu z zimną miną odpowiedziała, że Pani doktor ma dwa oddziały.
Odwróciła się i wróciła do interesującej ją bardziej rozmowy przy zupie z Marysią.
– Proszę usiąść i poczekać…